Decyzja sędziego w 7. biegu meczu Włókniarza Częstochowa ze Stalą Gorzów sprawiła, że pierwszy raz w życiu wyszedłem ze stadionu w trakcie meczu. Podobnie zrobiło więcej osób. Chodzę na żużel całe życie, ale ligowi działacze skutecznie obrzydzają mi ten piękny sport.
Opinie publikowane w serwisie wyrażają poglądy osób piszących i nie zawsze muszą odzwierciedlać stanowiska całej redakcji
Zasiadając w piątek 5 lipca na trybunach, nie miałem żadnych oczekiwań. Włókniarz i jego zawodnicy już w poprzednim roku odarli mnie z jakichkolwiek nadziei na sukces. Przez lata byłem bezkrytyczny i potrafiłem wytłumaczyć każdą wpadkę Włókniarza. W poprzednim sezonie, po zremisowanym meczu z Grudziądzem, miarka się przebrała. Za tą drużyną zjechałem Polskę wzdłuż i wszerz, ale mam jej już dość, mimo że na mecze chodzę, bo robię to przez całe swoje życie. We Włókniarzu musi dojść do wielkich zmian, bo bez nich klub już zawsze będzie w marazmie. Nie o Włókniarzu jednak jest ten tekst.
Wszystkie komentarze
Ale tu ciekawy wątek Pan Redaktor poruszył - terminy rozgrywania meczów. Piątek - tragedia. Ciężko zdążyć z pracy, na mecz wyjazdowy nie ma szans. W niedzielę jeszcze gorzej - jak ja mam wrócić? Toż w Polsce praktycznie nie istnieje (poza miastami) transport publiczny. Ale jak mam w ogóle wrócić w swoim mieście, jeśli mecz kończy się o 23:00? Jak mam pójść na niego - jak dawniej się robiło - z dziećmi?
pełna racja, ja już nie chodzę na mecze, nasza drużyna to zbieranina, mało kto rozpoznawalny, a o jeździe w drużynie nie mają pojęcia każdy jeździ dla siebie, a z wnuczką nie pójdę w tych dziwnych godzinach